
Sama rozgrywka z kolei zupełnie mnie zauroczyła. Naczytałem się wielu komentarzy, że nazywanie DA "duchowym spadkobiercą Baldurs Gate" to herezja, kiedy ja w Origins znajduję naprawdę sporo elementów z tej pozycji. Chociażby wspomniane już pułapki, które łotrzyk może wytwarzać i zastawiać. Może nie ma tutaj, aż takiej swobody w stawianiu ich jak w BG (gdzie brały się "z powietrza" - wystarczyło odpocząć i zapas automatycznie się odnawiał), przez co nie są one nadużywane (w BG potrafiły wygrać za mnie niektóre walki), ale stary schemat z obstawieniem wejścia do pomieszczenia a następnie wybawienie wrogów za pomocą ukrytego łotrzyka nadal działa. Na plus zaliczam zadania w Pustce, które zupełnie mnie zaskoczyły - świetny patent ze zmianą postaci i działaniem w pojedynkę. Szkoda trochę, że duża część sidequestów oparta jest na zbieractwie albo są one bardzo proste, żeby nie powiedzieć prostackie - wejdź do lokacji, zabij wszystko co się rusza i wróć po nagrodę. Tym bardziej szkoda, bo wątek fabularny jest całkiem interesujący i zaskoczył mnie swojego rodzaju "zazębianiem się" zadań. Przykładowo ratując syna Arla Redcliffe miałem do wyboru albo zabić demona, który go opętał (razem z chłopakiem), albo wysłać jednego z moich magów w Pustkę. Niestety wymagało to dużej ilości energii życiowej (czytaj: poświęcenia jednej z postaci) na co zgodzić się nie chciałem. Pojawiła się wtedy opcja udania się do pobliskiej wieży magów, z która związany był inny quest fabularny, po zakończeniu którego mogłem wrócić i z pomocą nowych sprzymierzeńców (z którymi notabene wcale sprzymierzać się nie musiałem) odprawiłem rytuał bez poświęcania nikogo. Brawa za taką konstrukcję fabuły!
Przed premierą twórczy wiele mówili na temat wykastrowania konsolowej edycji gry z widoku taktycznego. Głównym używanym argumentem jaki padał z ich ust było, to że (podobno) konsole nie dałyby radę go uciągnąć. Drogie BioWare - pomimo mojego uwielbienia do was - trzeba po prostu zrobić lepszy silnik! Dragon Age wygląda słabo - rozmyte tekstury, modele postaci nie zachwycają szczegółowością (część jest po prostu brzydka) o elementach otoczenia nie wspominając (panorama lasu widziana z wieży w Ostagarze to tragedia). Coś mi się wydaje, że pakowanie się w autorski engine (Eclipse) wyszło trochę bokiem, ubolewam że nie zdecydowano się na UE3, w którym nie dość że da się robić gry tego typu (jak chociażby MMO - Ragnarok Online 2 albo strategie - Frontlines: Fuel of War), to studio ma już doświadczenie (i co ważniejsze - licencje), bo na UE śmigają obie części Mass Effect.
Jest i kilka zastrzeżeń do mechaniki rozgrywki: przydałaby się opcja wychodzenia z trybu walki, bo niekiedy uniemożliwia on swobodne manewrowanie w lokacjach (a w jednej nawet zmusił mnie do załadowania poprzedniego zapisu), menu aktywnej pauzy mogłoby nie wyłączać się po wybraniu opcji, ekran ekwipunku powinien był bardziej czytelny (np. żeby od razu dało się stwierdzić która zbroja jest lepsza, albo czy miecz posiada dodatkowe efekty), ale są to wady do których można się przyzwyczaić, szczególnie biorąc pod uwagę ile czasu spędza się w Fereldenia...
PS Diana, dzięki za książkę! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz