niedziela, 2 maja 2010

Tabaka

Jedną z rzeczy, która towarzyszy mi przez większość mojego życia jest katar, a raczej tzw. "permanentny katar". Jest wiosna - pociągam nosem - przychodzi lato - pociągam nosem - nadchodzi jesień - pociągam nosem - mamy zimę - pociągam nosem... bardziej niż zwykle. Bardzo denerwująca przypadłość, której przyczyny nie może ustalić żaden lekarz (najbardziej prawdopodobne uczulenie na kurz - raczej ciężko go unikać), ma też swoje pozytywne strony: zawsze mam przy sobie paczkę chusteczek, co nie raz "ratowało" kolegów w technikum i dzięki niemu poznałem... tabakę. Początkowo doceniałem w niej głównie możliwość "szybkiego oczyszczenia" nosa i efekt "orzeźwienia", z czasem zacząłem doceniać walory smakowe sproszkowanego tytoniu, dzięki czemu tabaka na stałe zadomowiła się w mojej kieszeni - zaraz obok wspomnianej wcześniej paczki chusteczek. Aktualnie na moim biurku znajdują się trzy tabakiery z różnymi rodzajami "snuffa".


1. Von Eicken Chapman Menthol.

Moja pierwsza samodzielnie kupiona tabaka. Skusiłem się niską ceną (tylko 3 zł za 10 gr!), która niestety jest reprezentatywna dla produktu - w ojej opinii tabaka ta jest po prostu okropna! Tytoń w Chapman Menthol jest grubo zmielony i całkiem sypki (co akurat jest plusem bo nie tworzą się grudki grudek), z łatwością wysypuje się na rękę i nie "robi" problemów z dozowaniem. Sam smak pozostawia wiele do życzenia: wyraźnie czuć tutaj tytoniowy posmak, mentol już słabiej, przez co efekt orzeźwienia jest niezadowalający. Przy spłynięciu tabaki do gardła jest jeszcze gorzej - drażni i wywołuje nieprzyjemne uczucie drapania, co zabija całą przyjemność z jej zażywania. Mimo niskiej ceny - nie polecam.

2. Poschl Ozona Orange.

Tabaka o smaku pomarańczowym - kupiłem z ciekawości, nie wiedząc zupełnie czego się spodziewać. Gdy trzymałem ją już w rękach pojawiła się mała zagwozdka: "Jak się to cholerstwo otwiera?". Kolejne próby odciągnięcia wieczka puszki do góry spełzły na niczym, jak się po chwili okazało - na szczęście. Wystarczyło trochę pokręcić jedną częścią tabakiery, tak aby dwa okienka na boku "spotkały się" i otworzyły dziurkę. Przed użyciem najlepiej wstrząsnąć opakowaniem gdyż tabaka ta ma skłonność do tworzenia grudek, przez co często "nie wychodzi". Tabaka już na ręce - raczej drobno zmielona i o ładniej barwie - wciągam... CUDO! Intensywna woń skórki pomarańczowej wypełnia moje nozdrza, a towarzyszy temu mocne orzeźwienie. Odpowiednie zmielenie sprawia, że tabaka nie "kręci" w nosie, dzięki czemu można się nią długo delektować - nie przeszkadza nawet po spłynięciu do gardła. Zdecydowanie mój ulubiony gatunek do zażywania "w terenie". Niestety ma też istotną wadę - cenę - 6 zł, ale opakowanie mieści tylko 5 gr.

3. Poschl Alpina.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz Bubu poczęstował mnie tą tabaką - jej smak od razu przypadł mi do gustu. Mieszanka owoców leśnych - da się w niej wyczuć jagody, poziomki i jeżyny wypełnia nos przyjemnym zapachem - nie za mocnym, nie za słabym - a podobne jak w Ozonie zmielenie sprawia, że może w nim siedzieć przez długi czas - akurat, żeby rozwalić się wygodnie w fotelu, zamknąć oczy i delektując się wonią zapomnieć o całym świecie. Warto zwrócić też uwagę na mega wygodną tabakierę, z "grzybkiem" do zablokowania zamknięcia Cena przystępna - 6 zł za 10 gr. Polecam, polecam, polecam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz