
Beta zajmuje tylko 510 MB. Rozmiar adekwatny do dwóch, średniej wielkości map, które można wypróbować w takiej samej liczbie trybów rozgrywki. Pierwszy to klasyczny, drużynowy deathmatch, rozgrywany na ulicach zniszczonego Kabulu, drugi to "misja" - wariacja na temat trybu Rush z Bad Company 2, gdzie zamiast wysadzania skrzyń, trzeba "przetrzymać" określony punkt na mapie przez pewien czas (sygnalizowany przez pasek na ekranie). Trochę przypomina to przejmowanie flag w Conquest'cie z BF'a, ale tutaj drużyna broniąca nie może "regenerować" paska postępu drużyny przeciwnej - każda utracona porcja nieuchronnie przybliża obrońców do porażki.
Podobieństwa do poprzedniego produktu DICE rzucają się w oczy od samego menu. Wygląda i funkcjonuje ono tak samo jak to w BC 2 umożliwiając szybkie dołączenie się do rozgrywki w wybranym trybie, uzyskanie podglądu na nasze statystyki i odblokowany sprzęt albo pochwalenie się swoimi "wstążkami" i odznaczeniami - czyli tym samym czym w BC 2 były insygnia i "szpilki". Pośród opcji znaleźć można też ciekawą rzecz - zmianę rozmiaru ekranu. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż - jeżeli już - to zwykle podobna rzecz dotyczyła ustawienia pozycji ekranu, tutaj możemy zmienić jego rozmiar. Po uruchomieniu gry (czas wyszukiwania porównywalny z BC2) od razu okazało się dlaczego - HUD nie mieści się w obrębie telewizora! Na standardowych ustawieniach właściwie nie widać ilości amunicji i "ticketów" (dokładnie takich samych jak w BC2) oraz kilku innych informacji. Nie wiem czy jest to wina bety czy tego, że w konsoli mam ustawiony tryb wyświetlania 1080p - chociaż innym grą to jakoś nie przeszkadza.
Pole walki prezentuje się całkiem okazale: afgańska dolina przecięta jest rzeczką, drogę do obozu wroga torują liczne formacje skalne porozmieszczane na zboczu wzgórza, znalazło się tutaj i miejsce dla małych posterunków w zrujnowanych obszarach miejskich. Zniszczony Kabul pełen jest z kolei gruzu i śmieci, które wirują w powietrzu. Wznoszący się tu i ówdzie kurz utrudnia dostrzeżenie czających się w wąskich zaułkach żołnierzy i luf karabinów snajperskich wyłaniających się ze zniszczonych okien. Mimo, że mapy nie imponuje rozmiarami to spokojnie można przyczaić się na niej ze snajperką, a do dyspozycji oddano nawet czołg. Chciałbym zobaczyć takie plansze w BC2, zamiast kolejnego odgrzewanego kotleta. Modele postaci wyglądają odrobinę mniej szczegółowo od tych z ostatniego BF'a. Niestety, grafika chociaż ładna wywołuje nieodparte uczucie deja vu. Chociaż HUD jest inny, skiny na postaciach i broniach także, to całość bardziej przypomina mod do Bad Company niż nową produkcję. Warto dodać, że mod wykastrowany, bo zniszczenia są tutaj bardzo ograniczone. O rozwaleniu ściany, wchodzeniu oknem albo zawaleniu całego budynku można zapomnieć. Destrukcja 2.0 musiała wziąć sobie wolne ze względu na singiel śmigający na UE3.
Aby ograniczyć uczucia: "ja już w to grałem..." i "sprzedali mi dwa razy to samo" spece z DICE wzięli do ręki swoją magiczną kostkę (tą samą, która decyduje o tym co naprawią w patchu) i niestety wypadło na sterowanie. W tym momencie, osoba która do ręki ową kostkę wzięła powinna rękę tą stracić, gdyż po prostu spartolono jeden z najlepszych elementów gry. Rozłożenie funkcji na padzie w BC2 jest niemal idealne (nawet Bungie zdecydowało się na podobne w Reach), a tutaj ktoś wpadł na idiotyczny pomysł żeby naprawić coś czego nie należało ruszać, a że chyba miał tego świadomość, to wprowadził zmianę jedną - za to najgorszy z możliwych. I tak opcja przełączania się między staniem/kucaniem z przycisku prawej gałki powędrowała pod "B", a w jej miejsce wstawiono... cios melee! Co to oznacza? Jeżeli w ferworze walki w zwarciu, przez przypadek wciśniesz prawą gałkę, to twoja postać zamachnie się jak debil łapą, w totalnie anemiczny sposób zabierając ze sobą 2 - 3 sekundy cennego czasu... i twoje życie przy okazji, jeżeli akurat w pobliżu znajdował się wróg obserwujący ten gest rozpaczy. Z początku doprowadzało mnie to do szału, rujnując misternie zaplanowane akcje, po kilku meczach udało mi się na szczęście przyzwyczaić:

Nawet nie chcę liczyć ile razy użyłem już w tym miejscu skrótu "BC2", ale wiem że przy opisie feelingu towarzyszącego grze można by użyć drugi raz tyle nazwy innej marki. Chodzi oczywiście o Modern Warfare. Po raz kolejny chyba kostka wskazała twórcom co podebrać konkurencji i padło na killstreaki. W nowym Medalu, niczym w CoDzie za serie - tutaj ogólnie punktów (scorechains), nie zabójstw (w imię oryginalności) - do dyspozycji gracza oddane zostają dwa bonusy, z których jeden przeznaczony jest do zadań ofensywnych (ostrzał moździerzowy, pocisk kierowany, nalot bombowy, rakieta Cruise itp.), a drugi ma charakter wspomagający np. UAV, naboje FMJ, kamizelki kevlarowe (ciekawe, że nikt nie nosi ich od początku...). Nie jest to tak fajne jak w MW, nie ma też opcji konfiguracji bonusów. I nie ma bomby atomowej... chociaż może to i dobrze.
System odblokowanie uzbrojenia też nie poszedł w ślady produktu Infinity Ward - sprzętu jest mało, chyba jeszcze mniej niż w BC2 i nie jest on ani rewelacyjnie wykonany, ani nie strzela się z niego zbyt przyjemnie. Odrzut jest zdecydowanie zbyt słaby - niekiedy mam wrażenie jakby członkowie Tier 1 i afgańscy terroryści mieli ramiona ze stali, kiedy bez problemu walą ogniem ciągłym z M249 w pełnym biegu. "Kosiarka" po raz kolejny jest z resztą mocno przegięta - zarówno pod względem obrażeń, pojemności magazynka jak i zasięgu. W połączeniu ze wspomnianym słabym odrzutem i "zręcznościowym" modelem lotu kuli, pomijającym efekt opadania kul i zakładający nieskończoną prędkość pocisku (trafiasz tam gdzie celujesz, z minimalnym opóźnieniem) sprawia to, że często bez większych problemów udaje się ściągnąć kolesia po drugiej stronie mapy z ciężkiego karabinu, nie mówiąc o używaniu snajperki. Na osłodę pozostaje fakt, że każdą broń można modyfikować, zmieniając zamontowany na niej osprzęt. Nie jest to może bardzo skomplikowany system, bo zakłada on zmianę tylko trzech elementów (lufa, magazynek, przyrząd celowniczy). W becie patent ten nie został chyba jeszcze do końca dopracowany, gdyż często na dodatkach nie wyświetlały się tekstury:

Nie jest to niestety wyróżnienie za wyjątkową formę bojową, jak na początku myślałem.
Nie jest to także, jedyny błąd jaki trapi betę. Grze kilkukrotnie udało się zawiesić podczas przywoływania listy wyników w oczekiwaniu na respawn, w paru miejscach na planszach można się dosłownie zaciąć, a co najgorsze całej rozgrywce towarzyszy dziwaczny lag. Nie opóźnienia związane z przesyłem danych do serwera, ale dziwne, sekundowe przycięcia w momencie śmierci, albo nie zaliczanie ewidentnych trafień. Podczas strzelania do przeciwnika, zdarza się, że znacznik potwierdzający trafienie pojawia się dopiero przy trzeciej - czwartej władowanej w korpus wroga kuli. Jeszcze dziwniejsze są sytuacje, kiedy udaje się umknąć przed serią przeciwnika za betonowy mur, po to aby paść przy nim martwym - chyba z szoku, że cudem udało się nam uniknąć śmierci. Nowy Medal of Honor posiada też dwie największe wady BC2. W grze nie ma żadnego ograniczenia tzw. "spawn killingu" - wszystkie sieciowe szumowiny, z uśmiechem na ustach mogą czaić się w pozycjach startowych, aby bez skrępowania faszerować ołowiem świeżo pojawiających się graczy i zdobywać w ten sposób tonę punktów. W BF1943 potrafiono sobie poradzić z tym problemem, nie przyznając punktów i nie cofając ticketów za takie akcje, nawet słabe Blacklight: Tango Dawn, próbowało sobie jakoś z tym poradzić, montując w bazach wieżyczki strażnicze. Ktoś w DICE, musi jednak uważać, że to świetna zabawa - zapewne ta sama osoba, która wsadziła melee pod RS... Kolejny sławny i związany z respawnami problem, czyli odradzanie się tuż pod lufą przeciwnika, jest tutaj także obecny. Cóż, panowie developerzy są albo tak zapracowani, albo tak zapatrzeni we własne dzieło, że nie widzą problemu, z którym świetnie poradziło sobie Bungie w Reach.
Pomimo potoku gorzkich słów, muszę przyznać, że w betę MoHa gra się całkiem przyjemnie. Pewnie to "wina" braku nowych gier i znudzenia mapami w Bad Company oraz faktu, że dostęp do wersji testowej otrzymałem za darmo dzięki serwisowi NeoGo.pl (kudosy należą się też Polygamii, z której kod powędrował do mojego kumpla). W ogólnym rozrachunku beta może przynieść EA więcej szkód niż pożytku. Na pewno umarł mit "CoD Killera" (ktoś w niego wierzył?), ba ta gra nie będzie nawet "Bad Company Killerem", a o sprzedaży w 20 milionach egzemplarzy Riccitiello może co najwyżej pomarzyć. Nawet jeśli dwie wyżej wymienione liczby rozdzieli przecinek, to i tak będzie można mówić o sukcesie. Największym problemem nowego Medal of Honor oprócz braku świeżości, może być niefortunna data premiery. Obrażeni, za miesięczne oczekiwanie na betę i spragnieni świetnego multiplayera użytkownicy Xboxów w połowie września dostaną Halo: Reach, ci którzy uniwersum Halo nie trawią oraz posiadacze PC i PS3, w listopadzie mogą liczyć na nowe Call of Duty od Treyarch (które zapowiada się o wiele bardziej obiecująco niż mogło się to początkowo wydawać), pałający nienawiścią do Activision i Bobby'ego Koticka mają przecież Bad Company 2 i zbliżające się rozszerzenie o podtytule Vietnam. A gdzieś po drodze majaczy jeszcze mityczny Crysis 2, którego wielu - nawet z czystej ciekawości - pewnie postanowi sprawdzić. Czy wśród takich tuzów rynku grupa brodatych komandosów z Tier 1 odnajdzie swoje miejsce?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz